środa, 28 czerwca 2006

New York [część 3]

Garou odstawili nas do naszego magazynu, obiecując niedługo pojawić się z „naszym” Kuei Jin. Na razie – rozchodzimy się po okolicy, każde z nas męczone głodem. Walka była krótka, ale krew płonie w żyłach w błyskawicznym tempie - daje większą siłę, szybkość, zwinność, pozwala błyskawicznie leczyć się z obrażeń... i budzi Bestię. Im więcej Vitae zużyjesz, by pokonać przeciwników, tym bliższy jesteś szału. A gdy przekroczysz granicę, staniesz się zwierzęciem, groźnym dla wszystkich, polującym na co tylko znajdzie się w pobliżu. Dlatego też poluję, gdy tylko czuję lekki głód – wtedy jeszcze mogę się opanować, wziąć krew, ale zostawić życie.



Gdy zbieramy się ponownie, Wiktoria nie ma już widocznych urazów. Gabriel co pewien czas krzywi się z bólu – trucizna, którą pokryte było ostrze, nadal działa. Rana się zamknęła, ale nie chce się do końca zabliźnić, cały czas się wydziela czarny płyn. Wtedy słyszę od niego, że jeśli to to, czego się obawia – przeklęta krew Assamitów – to rana może nie zagoić się nigdy.



W końcu ktoś puka do bramy magazynu. Dwóch ludzi przywiozło długą, drewnianą skrzynię – oddają nam swoją przesyłkę, dziękują za okazaną pomoc i oddalają się szybko. Zanim zdążymy zaprotestować, Gabriel odwala wieko. Ze skrzyni, ustawionej na sztorc, patrzy na nas kobieta o azjatyckiej urodzie. Nie da się określić ani jej wieku, ani emocji – związana, z kneblem na ustach, jest całkowicie spokojna... i zaciekawiona?



W jakiś sposób jej postać, bez wykonania żadnego ruchu, emanuje władzą. Autorytetem. Niesamowitą pewnością siebie, no i pogardą (a może tylko pobłażliwością?) wobec gaijin'ów. Całkowicie naturalne wydaje się, że Gabriel rozwiązuje więzy, całą swą postawą przepraszając za zaistniałą sytuację. Zaraz się zacznie płaszczyć – on, dumny Archont klanu Brujah, wobec kobiety, którą przed chwilą wyciągnął ze skrzyni, związaną jak wieprzka.



Mam problemy z przypomnieniem sobie dokładnie rozmowy, która potem następiła. Azjatka podporządkowała nas sobie całkowicie, prowadząc jak po sznurku. Wyszliśmy na swoje? Chyba tak, ale cały czas nie opuszcza mnie wrażenie, że była to rozmowa pana z niewolnikami, że nawet nasze nieżycie zostało nam dane w darze. A gdzieś w środku jakiś głos krzyczy – nie wierz! Nie ufaj niczemu, co pamiętasz z tego dnia! To wszystko kłamstwo! Zagrała wami jak chciała!



Nie mam jednak nic, oprócz pamięci. A ta podpowiada mi: Azjatka kazała nazywać się Jai Li, z Domu Tysiąca Oblicz. Powiedziała, że jest Konkubiną Imperatora, jakby wymieniała co najmniej tytuł książęcy. Że trafiła do Nowego Jorku, ponieważ śledziła wygnaną Li z frakcji Czerwonego Księżyca, która popadła w jeszcze większą niełaskę i powinna zginąć. Jedno jest niezmienne, niezależnie od miejsca – nieśmiertelność prowadzi do strasznie złożonych systemów politycznych.



Negocjacje trwały długo, bardzo długo, a ja nie uczestniczyłem w nich aktywnie. No, może oprócz jednej chwili. Jai Li nie była zainteresowana nasza propozycją wydania Kuei Jin'ów przebywających w Europie. Według jej słów, wie o nich wszystko, co jej potrzebne. Za to z przyjemnością zgodzi się na taką cenę, jak poprzednio. Nasz konsternacja musiała być bardzo wyraźna, szczególnie dla osoby nie wyrażającej uczuć, gdyż zaraz pośpieszyła z wyjaśnieniem: nieżycie stu potomków Kaina, by nasycić głód Cesarza, a otrzymamy żądaną pomoc.



O ile pamiętam, to ja pierwszy odmówiłem. Aleksandra i Gabriel zaraz mnie poparli. Może jestem hipokrytą, ale oddanie własnych – w pewnym sensie – współbraci na śmierć wydało mi się dużo, dużo gorszym czynem niż zwrócenie „uchodźców politycznych” reżimowi. Chociaż po tym żądaniu, chyba na naszą pierwszą ofertę już też bym się nie zgodził.



Nie była zaskoczona wcale. Nawet się delikatnie uśmiechnęła, jakby oczekiwała naszej reakcji. „Zatem – oddacie mi klejnot, Serce Babilonu. Wasi starsi na pewno będą wiedzieć, co mam na myśli.” Nie mieliśmy żadnej faktycznej władzy, by się układać z Kuei Jin'ką, mogliśmy mieć tylko nadzieję, że Maksymilan poprze nasze obietnice przed radą Camarilli. A ona na tym zakończyła rozmowę, powtarzając tylko, że otrzymamy potrzebną pomoc.

4 komentarze:

  1. REEEEEEEEEEEEEEEEEEEESZZZZZZZZZZZTAAAAAAAAAAAA!!!!!!!!!!!!!!!!!!1!!!1

    OdpowiedzUsuń
  2. Tik tak, zegar tyka a reszty niet. Prędzej ja spisze przygodę mojej nowej postaci i z-update-uje Maure :P. Ech pograłoby się dalej.

    OdpowiedzUsuń
  3. miałeś dopisać reszte!!!

    OdpowiedzUsuń
  4. Nie wiem, jak było to odczytane, ale coś takiego jak Jay w chińskim nie funkcjonuje (w mandaryńskim) Jeśli napisałeś to z angielska, to wersja transkrypcja chińska mogłaby być Zhai Li. No, ale równie dobrze MG może mieć inny pomysł.

    Ja się tylko wymądrzam :P

    OdpowiedzUsuń