niedziela, 20 lutego 2005

Sylvia Descartes

Dwa tygodnie przeszły. Już prawie miesiąc minął od mojej śmierci, niby wszystko zaczyna się stabilizować... Praca spokojna, jednak Holendrzy to nie to, co Polacy, w klubie jeszcze żadnej poważnej bójki nie było. A jednak... wyrwany z rodziny, spośród znajomych, jedyną osobą, z którą mogę pogadać po polsku jest Gabriel. Pewnie dlatego tak zjechałem Doktora w poprzednim wpisie. Dziadek sprawia wrażenie miłego człowieka...a potem wali tekst, że podobno przemianę można odwrócić, można stać się na powrót człowiekiem. Wziąłem to za dobrą monetę, pewnie gdybym wtedy pisał na bieżąco, inaczej bym go pokazał. Ale teraz wiem nieco więcej: dziadyga mnie bezczelnie podpuszczał, chcąc po prostu, bym się uspokoił... Dobra, po kolei.


Dziś do Chocolate Smoke przyszedł Spokrewniony. Przedstawił się jako Simon, potomek Księżnej w drugim pokoleniu. Przekazał, że Sylvia życzy sobie mnie dziś spotkać, a on zostaje żeby mnie zastąpić. Jeden z jej ghouli zawiózł mnie do jej rezydencji, gdzieś w Noord. Księżna czekała w oranżerii, siedząc w głębokim fotelu, z nogami na stole. Jak pewna siebie dwudziestoparoletnia dziewczyna, a nie kilkuwiekowe monstrum.


Nie będę streszczał całej rozmowy. Opowieść o jej przeistoczeniu (Florencja, trzynasty wiek), o śmierci i przeistoczeniu Martina de Grenada, mojego Ojca, kilka pytań o miecz, który otrzymałem (należał do brata Martina, śmiertelnego)...Najważniejsze dla mnie były odpowiedzi na moje pytania o powrót do życia.


Sylvia najpierw nie skojarzyła w ogóle, o co mi chodzi. Potem przypomniała sobie o legendzie krążącej wśród Spokrewnionych: o stanie, który nazywają Golkonda. Po pierwsze, nie jest on tak naprawdę życiem. Taki wampir nadal pije krew, nadal szkodzi mu słońce. Owszem, Głód nie ma nad nim już władzy, Bestia nie opanuje go pod wpływem strachu czy bólu... Główny haczyk, o którym dziadyga oczywiście nie wspomniał: Sylvia nie spotkała, przez siedem wieków, żadnego Spokrewnionego, któremu udało się osiągnąć nad sobą taką kontrolę. Każdy, o którym słyszała, liczył sobie przynajmniej tysiąc lat.


GR8. Kurwa, nawet gdybym mógł stać się z powrotem człowiekiem, to po chuj? Nie będzie żył nikt, kogo znałem. Świat zmieni się nie do poznania. A po przeżyciu dziesięciu wieków, chciałbyś zrezygnować z nieśmiertelności? Czy w ogóle byłbyś w stanie zrozumieć kogoś, kto nigdy nie spojrzał na życie ludzkie z perspektywy stuleci, kto nie widział powstania i upadku państw, narodów? Jeśli mam uciec, jeśli mam pozostać człowiekiem, to tylko teraz. To tylko przez śmierć. Ostateczną śmierć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz